Bóg i religia należą do sfery świata wewnętrznego, oddzielonej od realnej rzeczywistości. Każdy ma swoje doświadczenie Boga, swoją drogę wiary, której nikt inny nie zna i nie może krytykować. Tak uważamy, nawet jako neokatolicy, nieprawdaż?
Niniejszy tekst powstał na podstawie dwóch odcinków podcastu SSPX Podcast: Seria pt. „Kryzys w Kościele” (ang. Crisis in the Church) poświęconych filozoficznym poglądom, które przesiąknęły do naszego współczesnego, również katolickiego, myślenia. Ks. Wiseman wyjaśnia w jaki sposób przyczyniły się one do obecnego Kryzysu w Kościele.
Nominalizm i subiektywizm
Nominalizm to stanowisko filozoficzne przypisywane Wilhelmowi z Ockham żyjącemu na przełomie XIII i XIV wieki. Słowo nominalizm pochodzi od łacińskiego nomen oznaczającego imię/nazwę. Wilhelm z Ockham starał się znaleźć odpowiedź na następujący problem:
Wskazuję na ciebie i mówię „jesteś człowiekiem”. Wskazuję na siebie i również mówię „jestem człowiekiem”. Mamy więc to samo określenie „człowiek” określające dwa odmienne byty. Jak to możliwe?
Filozofia scholastyczna św. Tomasza z Akwinu odpowiada: oboje mamy ze sobą coś wspólnego, co możemy nazwać naturą. To w imię tej naszej wspólnej ludzkiej natury mogę zarówno siebie jak i ciebie nazywać człowiekiem. Umysł więc rozpoznaje i nazywa te wspólne cechy/natury w otaczającej rzeczywistości i na tej podstawie dwie odrębne jednostki określa wspólnym mianem „człowiek”. Być człowiekiem to z kolei być istotą rozumną. Bycie kierowanym przez rozum jest więc wymaganiem ludzkiej natury. Kierowanie się emocjami jest więc niejako przeciwko ludzkiej naturze.
Odpowiedź nominalizmu jest zupełnie inna. Zaprzecza istnieniu wspólnej natury uznając, że ludzie są zupełnie oddzielnymi i różnymi jednostkami, a ewentualne podobieństwa w sposobie działania są przypadkowe. Używając terminu „człowiek” dla kilku jednostek, ludzki umysł po prostu narzuca tę nazwę z „dla wygody”. Rolą umysłu nie jest więc poznanie i opisanie zewnętrznej rzeczywistości, zachodzących w niej podobieństw, ale raczej narzucenie jej naszego własnego postrzegania, naszych „nazw”. Umysł nie ma dla niego możliwości rozpoznania rzeczywistości w sposób wiarygodny. Nie wie bowiem co dzieje się wewnątrz innego człowieka i nie wie co motywuje jego działania. Jeżeli dana jednostka działa racjonalnie, to jest to po prostu cecha tej jednostki. Nasz umysł zna więc jedynie swoje postrzeganie rzeczywistości, ale nie wie jaka jest ona naprawdę.
Widzimy tutaj zaczątki tzw. subiektywizmu, w którym prawda przestaje być dla umysłu kwestią odbierania rzeczywistości zewnętrznej i przylgnięcia to tego co zewnętrzne. Obiektywna prawda jako taka przestaje więc istnieć.
Marcin Luter

Nominalizm jako trend filozoficzny był rozpowszechniony w zakonie Augustianów, do którego początkowo należał twórca reformacji Marcin Luter (1483-1546).
W trakcie swojego życia zakonnego Luter przeszedł przez tzw. kryzys skrupułów. Pragnąc cały czas mieć pewność bycia w stanie łaski uświęcającej, rozważał każdą myśl i czyn czy przypadkiem nie był grzechem. Nie mogąc uspokoić swojego sumienia, cały czas lękał się o swoje zbawienie wieczne. Gdziekolwiek się obracał, widział zło i grzech. Próbując poradzić sobie z tymi problemami, stworzył swój system religijny i filozoficzny. Poniżej podsumowanie głównych założeń tego systemu.
Człowiek jest sam w sobie wewnętrznie zły.
Jeżeli jest we mnie coś złego i sam nie mogę sobie z tym poradzić, oznacza to, że jestem zły z natury. Wszystko we mnie i wszyscy ludzie wokół mnie są więc również źli z natury. Muszę więc zaakceptować, że nie potrafię czynić dobra, a jedynie zło. Z powodu grzechu pierworodnego człowiek jest więc zasadniczo zepsuty. Grzech Adama nieodwracalnie zniszczył dobro natury ludzkiej.
Dla porównania, Kościół Katolicki naucza, że grzech pierworodny nie zniszczył natury ludzkiej, ale ją jedynie zranił. Ludzki intelekt, wola itd. dalej są więc nakierowane na dobro, jednak grzech pierworodny sprawia, że trudno jest to dobro osiągnąć.
Grzesz zuchwale, ale wierz jeszcze zuchwalej
Bóg może zbawić człowieka nie poprzez uleczenie ludzkiej natury od skazy grzechu, ale poprzez przykrycie jego zepsucia sprawiedliwością Chrystusa. Kiedy więc Bóg na nas patrzy, nie widzi nas, ale widzi Chrystusa. Aby dostąpić zbawienia człowiek musi więc po pierwsze uznać swoją niezdolność do czynienia jakiegokolwiek dobra, a po drugie uwierzyć, że Krew Chrystusa go zbawi pomimo faktu bycia wewnętrznie złym. Nieważne więc co robię. Co więcej, im więcej grzeszę, tym większej łaski dostępuję od Chrystusa.
Rozum i wiara stoją ze sobą w sprzeczności
Rozum nie może bowiem dosięgnąć rzeczywistości zewnętrznej (nominalizm). Może ją dosięgnąć jedynie wiara w Chrystusa. Powinniśmy więc gardzić rozumem, a u wierzących rozum powinien zostać zabity i pogrzebany. Jak mówił Luter: „rozum do prostytutka diabelska”. Wiara nie jest więc aktem rozumu, jak w nauce katolickiej, ale uczuciem czy też przekonaniem. Religia staje się więc rzeczywistością całkowicie wewnętrzną, bez jakiegokolwiek związku z rzeczywistością zewnętrzną. Jeżeli czujesz, że Jezus Cię zbawił to jest to twoja prawda. Ja mogę czuć inaczej, i to jest moja prawda.
Tylko wiara
Muszę więc czuć/wierzyć, że jestem zbawiony Krwią Chrystusa, a jestem zbawiony jedynie dzięki tej wierze. Jak jednak mogę mieć pewność, że mam tę wiarę? Nie mogę tego zweryfikować żadnym kryterium zewnętrznym, ponieważ „zerwałem” z rzeczywistością zewnętrzną. Muszę polegać jedynie na sobie, a sam jestem wewnętrznie zły. Pozostaje mi jedynie na nowo wzbudzać w sobie to uczucie czy przekonanie, że jestem zbawiony.
Dla porównania, dla katolika tę zewnętrzną weryfikację, na której może się oprzeć mimo swojej własnej grzeszności stanowi spowiedź. Jeżeli kapłan mówi, „ja odpuszczam tobie grzechy”, katolik może być pewnym, że znajduje się w stanie łaski, bez względu na własne odczucia czy skrupuły.
Prywatny Osąd
Wszystko ma być poddane temu co dzieje się wewnątrz mnie. Jedynym autorytetem, który może ocenić moją relację z Chrystusem jestem więc ja sam. Żaden zewnętrzny autorytet nie może mi więc narzucić w co mam wierzyć, ani co mam czynić. Jedyne czego może być „pewien” to zbawienie. Na pozostałe pytania każdy może podawać własną odrębną odpowiedź. Każdy człowiek staje się więc swoją własną sektą. Dla przykładu Luter po prostu odrzucił biblijną księgę Apokalipsy, ponieważ „czuł do niej awersję”.
Dla porównania, św. Augustyn mówił, że nie wierzyłby Ewangelii, gdyby go do tego nie skłonił autorytet Kościoła Katolickiego. Mamy tu więc zachowany pewien porządek, rzeczywistość i autorytet zewnętrzny, który musimy przyjąć.
Luter poszedł więc tropem nominalistów aplikując ich idee w domenie religii, dochodząc do przekonania, że każda prawdziwa wiara jest jedynie prywatnym doświadczeniem, a wszystko co pochodzi z zewnątrz powinno być poddane ocenie prywatnego osądu.
Kartezjusz

Żyjący w latach 1596 – 1650 René Descartes, zwany po polsku Kartezjuszem, również podzielał nominalistyczne wątpliwości co do poznawania rzeczywistości za pomocą zmysłów. Skoro jednak nie mogę polegać na zmysłach, muszę poszukać pewności gdzie indziej, a mianowicie w swoim umyśle. Tak dochodzimy do jego słynnej frazy Cogito ergo sum (myślę więc jestem). Ponownie mamy więc do czynienia z zerwaniem z rzeczywistością zewnętrzną.
Wątpliwość Kartezjusza dotyczące otaczającej nas rzeczywistości dobrze obrazuje film Matrix, w którym bohaterowie, choć o tym nie wiedzą, są częścią symulacji komputerowej, czy też film Incepcja, w którym odbierana przez bohaterów rzeczywistość okazuje się snem.
Kant

Immanuel Kant (1724 – 1804) był niemieckim filozofem, który rozwinął myśli Lutra i Kartezjusza tworząc z nich spójny system filozoficzny, który jak się okazuje stanowi faktyczne podstawy etyczne dzisiejszego świata.
W uproszczeniu, filozofia Kanta sprowadza się do dwóch kwestii:
- Wiedzy i poznania
- Etyki i uczynków
Wiedza i poznanie – oddzielenie rozumu i wiary
Kant wykształcony był w dziedzinie nauk empirycznych tj. astronomia Newtona. Był więc pod wrażeniem postępu jakie nauki te poczyniły w tamtych latach. Tłumaczył, że w kwestiach przez nie badanych, nasz umysł działa jak maszyna, która dane wejściowe otrzymuje ze świata zewnętrznego, przetwarza je i generuje wynik, którym jest nasza wiedza o tej rzeczywistości. Poznanie jest więc produktem doświadczenia rzeczywistości zewnętrznej i tego co na to doświadczenie nakłada nasz umysł. Widzimy tu ponownie ślady nominalizmu, w którym to człowiek narzuca swoje postrzeganie na rzeczywistość.
W przypadku kwestii wyższej filozofii tj. istnienie Boga, nieśmiertelności duszy, ludzkiej wolności Kant zauważa, że nie zawierają one w ogóle komponentu zewnętrznego świata. Aby osiągnąć podobne poznanie, możemy więc jedynie polegać tu na drugiej składowej, czyli własnym „czystym” umyśle.
Podążając tym tokiem myślenia, Kant starał się wydedukować odpowiedź na pytanie o istnienie Boga formułując argumenty „za” i „przeciw”. Skonkludował, że za pomocą rozumu nie możemy znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Skoro rozum nie może rozwiązać tego problemu, tym co może go rozwiązać jest wiara.
Kantowi udało się więc zbudować podstawy filozoficzne tezy Lutra o braku związku między rozumem i wiarą. Skoro bowiem nie da się udowodnić, że Boga nie ma, wiara może bez przeszkód twierdzić, że On istnieje. Rozum nie może więc podważyć ani w żaden sposób dotknąć wiary. Dlatego właśnie wiara powinna być „ślepa”, tak jak twierdził Luter. Dochodzimy więc do pewnego dualizmu tożsamości człowieka: człowieka wiary (w niedziele) i człowieka rozumu (w tygodniu).
Etyka i uczynki – Imperatyw Kategoryczny
Kant został wychowany w pietyzmie, czyli pewnej odmianie luteranizmu, która wbrew pierwotnej myśli Lutra, kładła duży nacisk na życie moralne. Był więc człowiekiem o wysokiej etyce moralnej, a równocześnie bardzo uporządkowanym. Anegdota mówi, że codziennie chodził na spacery o tej samej godzinie (17:00?) i był na tyle punktualny, że sąsiedzi mogli nastawiać zegarki zgodnie z jego czasem spaceru. Całe jego całe życie było więc oparte na porządku moralnym.
Chciał więc znaleźć racjonalny system stanowiący podstawę tej postawy tak, aby w sposób jednoznaczny dokonać klasyfikacji uczynków na moralne i niemoralne. Taka dedukcja miałaby być oparta jedynie na rozumie bez względu na „subiektywny” czynnik wiary, aby stosując ją każdy człowiek musiał dochodzić do tych samych wniosków .
Zaproponował więc Imperatyw Kategoryczny.
Postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem.
Imperatyw Kategoryczny KANTA
Dla przykładu, rozważając kłamstwo, należałoby rozpatrzeć maksymę „każdy może zawsze kłamać dla własnej korzyści”. Dochodzimy do wniosku, że nie ma ona sensu jako powszechne prawo. Kłamstwo jest więc niemoralne. Oznacza to, że prawdziwa jest reguła odwrotna tj. „nikt nie może nigdy kłamać dla własnej korzyści” i stanowi ona imperatyw moralny, który powinien stanowić jedyny motyw moralnego działania.
Motywem tym nie mogą być więc konsekwencje czy cele takie jak np. „aby podobać się Bogu”, albo „aby zrobić coś szlachetnego”, ponieważ są „subiektywne” i mogą mieć inne znaczenie dla każdego.
Wynika z tego, że moralne uczynki należy więc pełnić jedynie z obowiązku, a w szczególności gdy nie mamy na to ochoty.
Podawanie dzieciom za wzór czynów jako szlachetnych, wspaniałomyślnych i godnych zasługi, w tem
mniemaniu, że się je przez wzbudzenie entuzjazmu do
nich zachęci, jest zgoła przeciwne celowi.[…]
Jest to czystą moralną fantastycznością i potęgowaniem zarozumiałości, do czego nastraja się umysły zachęcaniem do czynów, jako szlachetnych, wzniosłych i wspaniałomyślnych, przez co pogrąża się je w urojeniu, jak gdyby to, co stanowiło motyw ich czynów[…] nie było obowiązkiem, t. j. poszanowaniem prawa, […] lecz jak gdyby owych czynów nie spodziewano się po nich z obowiązku, a tylko jako czystej zasługi.
Krytyka praktycznego rozumu, Immanuel Kant
Nie możemy więc pełnić dobrych uczynków dlatego, że są one szlachetne, a jedynie ze względu na obowiązek ich pełnienia, dlatego że taki jest imperatyw, takie jest prawo.
Moralność nie jest już więc oparta na prawie naturalnym. Czyny są dobre po prostu wtedy kiedy są zgodne z prawem. Moralność więc całkowicie zależna jest od panującego porządku społecznego.
Dla porównania, dla Arystotelesa, szczytem doskonałości jest człowiek prawy, czyli taki, któremu czynienie dobra przychodzi z łatwością i przyjemnością. Dla Kanta, ideałem jest człowiek, który czyni „dobro” z obowiązku, z wielkim trudem i bólem. Uczynki przynoszące przyjemność byłoby bowiem w istocie samolubnym działaniem faktycznie dla siebie. Moralność i przyjemność są więc ze sobą sprzeczne.
Jeżeli więc skrupulatnie wypełniamy nasze obowiązki, przyjemności nie są już poddawane ocenie moralnej. Wracamy więc do dualizmu człowieka – w niedzielę chrześcijanina „z obowiązku”, a w poniedziałek zabawiającego się w barze, zgodnie z regułą Lutra „grzesz zuchwale i wierz zuchwale”.
W kierunku modernizm
Wysłuchanie odcinków podcastu poruszyło mnie ponieważ dostrzegłem, że wiele tez protestanckiej filozofii Lutra czy Kanta, mocno zakorzenionych jest w myśleniu współczesnego człowieka, również neokatolika.
Czy nie większość dzisiejszych ludzi nie podpisałaby się pod wieloma z tych stwierdzeń?
- Nie ma prawdy obiektywnej, każdy ma swoją subiektywną prawdę
- Nie ma obiektywnej rzeczywistości (np. jestem mężczyzną) ale jedynie odczuwana przeze mnie rzeczywistość (czuję się jednak kobietą)
- Nie ma obiektywnej/jedynej prawdziwej religii. Ja wierzę w Jezusa, ty w Buddę i nie ma w tym sprzeczności. Bóg stworzył wiele religii.
- Wiara nie jest aktem rozumu, ale raczej wewnętrznym przekonaniem czy uczuciem. Nie ma faktycznego związku między rozumem a wiarą
- Wiara i Bóg to elementy świata wewnętrznego, bez związku z realną rzeczywistością zewnętrzną
- Człowieka wiary jestem w niedziele, a w tygodniu jestem człowiekiem rozumu
- Najważniejsza jest wewnętrzna relacja z Jezusem, zewnętrzne gesty, obrzędy są mniej ważne. Tylko ja mogę tak naprawdę ocenić moją relację z Chrystusem, a więc i moją wiarę
- Moralność i przyjemność są ze sobą sprzeczne.
Tezy te stoją również w zasadniczej sprzeczności z tradycyjnym (niekoniecznie obecnym) nauczaniem katolickim. Kompendium tego nauczania znajdujemy w encyklice PASCENDI DOMINICI GREGIS – o zasadach modernistów, żyjącego u początków XX wieku papieża Piusa X. Potępia ona tzw. modernizm czyli postawę będącą syntezą wszystkich herezji i panoszącą się wewnątrz samego Kościoła. Poniżej wycinki z tej encykliki.
Okazuje się więc, że teoretyczne rozważania prowadzone przez nominalistów, absurdalne w świecie zdominowanym przez klasyczną filozofię katolicką, mają radykalne praktyczne skutki w świecie post-chrześcijańskim kilkaset lat później, opartym o protestancką filozofię Lutra, Kanta i ich następców.
Wycinki z Encykliki PASCENDI DOMINICI GREGIS
Rozum a wiara
A najpierw [dla modernistów], przedmiot wiary jest całkiem obcy dla przedmiotu nauki, jeden od drugiego zupełnie oddzielony. Wiara odnosi się tylko do tego, co nauka sama dla siebie uznaje za niepoznawalne. Stąd dla każdej osobne pole działania: nauka obraca się w świecie fenomenów, gdzie nie masz miejsca dla wiary; wiara przeciwnie, zajmuje się rzeczami Boskimi, które nauka całkiem ignoruje. Przeto oczywiście, między wiarą i nauką nie może być nigdy starcia, bo, skoro każda pozostaje w swym miejscu ich drogi spotkać się nie mogą, ani też skrzyżować.
[…]
Okazuje się więc z tego, że nauka jest zupełnie niezależna od wiary, natomiast wiara, pomimo wszelkich tłumaczeń o jej odrębności od nauki, podlega najzupełniej tej ostatniej.
To wszystko, Czcigodni Bracia, stoi w zupełnej sprzeczności z tym, co nam podał Nasz poprzednich, Pius IX, nauczając, że „filozofia w rzeczach należących do religii ma być służebnicą a nie panią, ma nie rozkazywać, w co trzeba wierzyć, ale rozumnym posługiwaniem obejmować, nie dociekać tajemnic Bożych, ale je ze czcią i pokorą rozważać”
Wiara jako rzeczywistość wewnętrzna (immanentna)
[Modernistom] pozostaje więc jedno: szukać [wyjaśnienia zjawiska religii] w człowieku samym; że zaś religia nie jest w rzeczywistości czym innym, jego pewną formą życiową, toteż wyjaśnienie powinno właśnie się znaleźć w życiu człowieka. Na tym właśnie polega zasada immanencji religijnej.
[…]
Toteż, skoro przedmiotem religii jest Bóg, wypada więc [za modernistami] wnioskować, że wiara, która jest początkiem i podstawą wszelkiej religii, powinna spoczywać w pewnym uczuciu wewnętrznym, które znów, ze swej strony, powstaje z pewnej potrzeby tego, co Boskie.
[…]
Potrzeba bóstwa w duszy skłonnej do religii, bez żadnego poprzedniego aktu rozumowego – jak zapewnia fideizm – wywołuje pewne specjalne uczucie. To uczucie ma to do siebie, że zawiera w sobie samą rzeczywistość Boską już to jako przedmiot, już to jako przyczynę wewnętrzną i do pewnego stopnia łączy człowieka z Bogiem. To jest wedle modernistów wiara i w tak rozumianej wierze początek religii.
[…]
Modernista wierzący uznaje i ma za pewne to, iż rzeczywistość pierwiastka Bożego sama w sobie istnieje i nie jest wytworem wierzącego. Gdy zaś kto się go zapyta, na czym polega ta pewność, odpowie, że na osobistym każdego człowieka doświadczeniu.
W czym choć odstępują od założeń racjonalistycznych, to jednak wpadają w błędy protestantów i pseudo-mistyków. Tak bowiem rozumują: w uczuciu religijnym – jeśli je głębiej zbadamy – wykryjemy łatwo pewną intuicję serca, przez którą człowiek bez żadnego pośrednictwa doświadcza rzeczywistości pierwiastka Bożego i w ten sposób powstaje pewność o istnieniu Boga, jak również o jego działaniu wewnątrz i na zewnątrz człowieka, pewność, która o wiele przewyższa wszelkie pewniki naukowe. I to jest owo prawdziwe doświadczenie, przewyższające wszelkie doświadczenie rozumowe.[…]
Filozof stwierdził, iż podstawa wiary powstaje w nas, jest immanentną; wierzący dodał: ta podstawa – to sam Bóg, a teolog tylko zawyrokował: Bóg więc pozostaje w człowieku trwale, immanentnie. I tak otrzymujemy teorię o immanentyzmie teologicznym.
Dla porównania, dla św. Tomasza z Akwinu
Wiara jest aktem rozumu, przekonanego o prawdzie Bożej z nakazu woli, poruszonej łaską przez Boga
św. Tomasz z Akwinu, summa teologiczna
Jak wyjaśnia ten cytat Szkoła Telologii Dominikanów, „wiara jest aktem intelektu, czyli jest rozumna. Jest rodzajem poznania, w którym nasz rozum działa według szczególnych prawideł, ponieważ opiera się na Objawieniu, a nie tylko na tym, co może poznać własnymi siłami. […] W akcie wiary rozum zostaje więc wyprowadzony ponad to, co jest mu dane z natury, ale nie jest wprowadzony w absurd. Jest raczej pociągnięty do jakiegoś <nad-sensu>, którego nie może odkryć własnymi siłami, i który może mu zostać tylko ofiarowany przez Boga.„
Znaczenie zewnętrznych form
Wobec tego [dla modernisty] formy nie mogą zawierać bezwzględnej prawdy: albowiem – jako symbole są tylko wyobrażeniami prawdy, które się powinny zastosować do uczucia religijnego w stosunku do człowieka; jako zaś narzędzia – są biernymi przewodnikami prawdy, które powinny się również zastosować do człowieka, o ile mamy na uwadze jego stosunek do uczucia religijnego.
[…]
Formy, które zwiemy dogmatami, podlegają wahaniom – a co za tym idzie i zmienności. W ten sposób droga otwarta do wewnętrznej ewolucji dogmatu.
Oczywiście jest to zbiór najrozmaitszych sofizmatów, które są zdolne wszelką religię nie tylko poderwać, ale nawet zrujnować!
Prawdziwość wszystkich religii
Tymczasem zaś należy zauważyć, że teoria o doświadczeniu religijnym, połączona z teorią symbolizmu, prowadzi do uznania wszelkiej religii nawet pogańskiej za prawdziwą. Czyż bowiem w każdej innej religii nie spotykamy tego rodzaju doświadczeń?
Źródła:
SSPX Podcast: Seria pt. „Kryzys w Kościele” (ang. Crisis in the Church)
2 pingbacki